hobby
Później wiadomo, mały brzdąc i starszak w domu, to za dużo
czasu nie miałam. Potrzebowałam jednak czegoś co pozwoli mi się zrelaksować bez
wychodzenia z domu. W wannie nie znoszę długo
siedzieć, więc szukałam dalej. Co ja kocham tak na zabój?? No oczywiście –
słodycze! :p Upiekłam muffinki. później jakiś torcik, a później wpadałam i
męczyłam mój piekarnik w każdej wolnej chwili. Okazało się że coś, o co nigdy w
życiu nie posądzałabym siebie, sprawia mi naprawdę dużo frajdy. Odstresowuje mnie i relaksuje. Uwielbiam piec,
a jeszcze bardziej ozdabiać taki mały kawałek szczęścia na talerzu.
Z pasją
Zainteresowanie?? Hobby? Czy może to już pasja?
Długo nie mogłam znaleźć nic co by mnie naprawdę kręciło
Oj długo.
Próbowałam wielu rzeczy:
- sport – różny od roweru po fitness czy bieganie. Na chwilę
fajnie, ale na dłuższą metę to nie to. Lubię czasami poćwiczyć ale nie nazwałabym tego pasją
- taniec – eh podoba mi się bardzo jak inni tańczą mi
zabrakło motywacji, czasu i kasy
- gotowanie – nie-eto od razu wiedziałam, że nie moja bajka
- hand-made wszelkiej maści. Owszem lubię grzebać się z
jakimiś drobiazgami, dekoracjami, kwiatami itp. ale to jeszcze nie to.
I nagle okazało się, że znalazłam coś co kocham.
Zaczęło się pod koniec ciąży z Igorem. Chyba instynkt „wicia
gniazda” dał mi się ostro we znaki. Do tego było przed Bożym Narodzeniem i
postanowiłam wprowadzić taki bardzo rodzinny nastrój. Upiec świąteczny tort i
pierniczki. W poszukiwaniu idealnego przepisu na pierniczki natchnęłam się na
Moje Wypieki. I tam przepadłam do dziś. Pierniczki wyszły idealne. Choć ja
upiekłam je tylko w połowie, bo Igi w brzuszku trochę psocił i musiałam iść do
szpitala.
I to co kocham w tym najbardziej – zadowoloną minę moich
najbliższych, no i ten uśmiech Niny jak widzi beziki w piekarniku albo minę A
jak widzi tort z bitą śmietaną i malinami na talerzu.
Wiem, że do prawdziwych mistrzów w tej sztuce duuuuużo mi
jeszcze brakuje i być może nigdy nie osiągnę takiego poziomu, ale kocham to! Za
każdym razem chcę robić więcej i więcej i może kiedyś będę naprawdę dobra ;)
Cudowne. Szkoda aż jeść takie dzieła sztuki :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) To jest też rewelacyjny sposób na kreatywne popołudnie z dziećmi :) Nina uwielbia mi pomagać :)
UsuńKuba jest jeszcze za mały, ale jak najbardziej lubi trzymać w rączkach choć kawałek zagniecionego ciasta ;-)
Usuńwięcej wiary Judyta,masz talent kobieto :)
Usuńale nie otwieraj koło mnie takiej cukierni bo już bym od Ciebie nie wyszła :)
monia przynajmniej miałabym jedną stałą klientkę :)
UsuńJudyta szacun! Musisz mi kiedyś pokazać jak robisz te piękności (i przy okazji może dać posmakować której z pyszności, mniam!) :-)
OdpowiedzUsuńMartuś!Nie pozostaje nic innego tylko spotkać się na kawie!! Dzieci w podobnym wieku, więc zajmą się sobą ;) daj znać kiedy to będę piec specjalnie dla Ciebie ;)
UsuńZazdroszcze takiego talentu! Odkad urodzilam mam dwie lewe rece ! ;-)
OdpowiedzUsuńM.
ja odkąd urodziłam, to mogłabym właśnie non stop siedzieć w kuchni:)
UsuńPiękne, nie wiadomo czy to do zjedzenia czy do ozdoby ;-)
OdpowiedzUsuńOj taki dylemat to zawsze mają dziadkowie dzieciaków. nina janczęsciej mi pomaga przy ozdabianiu i pieczeniu i później daje dziadkom w prezencie, a dziadkowie zamiast zjeść to kitrają po szufladach niby na pamiatkę jak to i tak się za jakiś czas zepsuje :p
UsuńAle pyszności :) Oj zjadłabym wszystkie :)
OdpowiedzUsuń