Jak żyć
Tak!
prawie zawsze pytam o jakąś rzecz dotyczącą mojego dziecka. Nie wyobrażam
sobie, nie pytać! Moja córka spędza w przedszkolu czasami 9 godzin dziennie. W tym czasie ja zajmuję się masą innych rzeczy
a kiedy odbieram ją po tylu godzinach to ważne jest dla mnie jak spędziła
dzień. Czy wszystko jest w porządku, czy były jakieś problemy. Nie mówię tu o
pytaniach w stylu „czy moje dziecko zjadło 5 czy 8 ziemniaków na obiad” ale
chcę wiedzieć czy zjadła cokolwiek.
My
po zmianie żłobka trafiliśmy na cudowne miejsce, które miało ogromny wpływ na
to jak moja córka odnajduje się dziś w przedszkolu. Wiem, że nie byłam łatwym
rodzicem i do dziś pewnie nie jestem (tu już pytanie do Pań przedszkolanek ;)
), wiem, że czasami Panie miały dosyć moich pytań, ale dzięki temu moje dziecko
rozwija się dobrze, odnajduje się w przedszkolu i nie sprawia większych
problemów.
Ach ci źli rodzice, czyli spór na linii rodzic-przedszkolanka.
Rodzice
kontra przedszkolanki. Czy tego naprawdę nie da się pogodzić?
Dziś przeczytałam jeden z tekstów polecanych przez Panią Dorotę Zawadzką.
Tekst pojawił się na mamadu i jest to rzekomo wyznanie przedszkolanki. Nie mogę powiedzieć, żeby ten artykuł mnie
jakoś strasznie mocno zbulwersował. Jednak kompletnie się z nim nie
zgadzam.
To
co najbardziej razi mnie w tym tekście to samo negatywne nazywanie rodziców.
Proszę Pani, rodzice to nie są rozpieszczone bachory. To ludzie, którzy dla
swojego dziecka chcą jak najlepiej.
Wybór żłobka czy przedszkola to często bardzo trudne zadanie. Spędza
rodzicom sen z powiek. Już samo podjęcie decyzji o posłaniu dziecka (i celowo nie
używam tu słowa oddaniu dziecka) do żłobka czy przedszkola bywa trudne
zarówno dla rodziców jak i dziecka. Ja zanim wybrałam żłobek dla córki
tygodniami czytałam o wszystkich placówkach w mieście a i tak nie podjęłam
dobrej decyzji.
Kolejne
generalizowanie i stwierdzenie, że cechą wspólną wszystkich rodziców są wielkie
wymagania i moc pretensji zirytował mnie niesamowicie. Skoro autorka tekstu nie chce być
oceniana przez pryzmat innych opiekunek, (na które być może na swojej drodze
rodzice przedszkolaków się natknęli) to dlaczego w kolejnym zdaniu sama
ocenia w taki sposób rodziców? Jesteśmy dorosłymi
ludźmi i zdajemy sobie sprawę, albo przynajmniej powinniśmy sobie zdawać sprawę
z tego, że ilu przedszkolaków tylu rodziców a nawet dwa razy więcej. Nie przeczę, że zdarzają się rodzice, którzy
zostawiają swoje dziecko i nie interesują się nim tak bardzo jak powinni, ale
nie życzę sobie być obrażana przez to jak zachowują się inni. Autorka ma
pretensje w tym tekście do wszystkich
rodziców. Ma pretensje do tych co to się dziećmi nie interesują wcale, ale też do tych co interesują się za bardzo, do
tych którzy o nic nie pytają i do tych, którzy zadają milion pytań.
Do
czego skłonił mnie ten tekst? Do zastanowienia się jakim rodzicem jestem ja?
Czy jestem uciążliwym rodzicem? Hm… na przykładzie cytowanego wcześniej tekstu
to ciężko takim rodzicem nie być, ponieważ autorka wszystkich rodziców wrzuca
do jednego worka. Patrząc trochę bardziej obiektywnie? Chciałabym powiedzieć, że nie. Jednak moje
dziecko zostało wyrzucone ze żłobka głównie dlatego, że ja zadawałam za dużo
pytań, że liczyłam pampersy (a schodziło ich 11-12 sztuk w ciągu 8 godzin
dziennie), że zwracałam uwagę żłobkowym opiekunkom. Pani dyrektor jednej z prywatnych placówek w moim
mieście stwierdziła, że ma mnie dosyć. No cóż w tych okolicznościach ciężko mi
powiedzieć, że nie jestem uciążliwym rodzicem, choć tu chyba trzeba byłoby
zapytać przedszkolne opiekunki.
Autorka
jest też bardzo przewrażliwiona na swoim punkcie. Zdarza mi się wejść do
przedszkola i np. zobaczyć moje dziecko bez spinki na głowie, w innych ubraniach
czy bez skarpet. Dziwne byłoby nie zapytać dlaczego? Jednak kiedy pytam Panią
przedszkolankę co się stało, że Nina nie ma skarpet? To nie oznacza pytania „co
Pani zrobiła i jak Pani mogła dopuścić do tego, że moje dziecko biega na boso!”.
Nie to oznacza „proszę Pani czy
wydarzyło się coś czym powinnam się
zainteresować bardziej, czy to jakieś przeoczenie i tak po prostu wyszło, że
córa posiała gdzieś skarpety?". Moje dziecko gubi milion spinek w przedszkolu i
niejednokrotnie mówię Paniom opiekunkom, że Nina znowu gdzieś posiała spinki. Jest to jednak informacja w stylu „gdyby Pani gdzieś widziała to może to być nasza spinka”
a nie „co Pani zrobiła i gdzie Pani zabrała spinkę mojemu dziecku”.
Staram
się zrozumieć, że dla opiekunek to jest ciężka praca. Staram się zrozumieć , że
nie zawsze Panie są w stanie spamiętać ile czego zjadło każde z dzieci. Staram się
nie czepiać szczegółów. Jednak czasami po prostu zabieram więcej czasu Pani, czasami
proszę o zwrócenie szczególnej uwagi na moje dziecko. Nie dlatego, że ono ma
być najważniejsze a dlatego, że zauważyłam, że z tym czy innym moja córa ma problem.
Nie
zgadzam się też ze stwierdzeniem, że rodzice są od wychowywania a przedszkole
od nauczania. Dziecko przebywa w przedszkolu 8-9 godzin. W domu spędza
pozostałe 15, owszem. Odliczmy z tego 10 godzin, które dziecko poświęca na sen,
posiłki etc. Tą najbardziej aktywną część dnia dziecko spędza w przedszkolu!
Uważam, że rodzice i przedszkole muszą współpracować. Zarówno jedni jak i
drudzy są częścią procesu wychowania dziecka. Nie da się tego rozdzielić! W
przedszkolu dziecko uczy się o wiele bardziej istotnych rzeczy niż liczenie czy
język angielski. W przedszkolu dziecko uczy się samodzielności, uczy się jednej
z najtrudniejszych rzeczy – nawiązywania relacji społecznych z rówieśnikami, z
Paniami, z innymi rodzicami. Autorka tekstu jak sama pisze nie chce osiągnąć
porozumienia z rodzicami. Chce z nimi walczyć, a nie o to chodzi.
Myślę, że
odrobina więcej chęci, więcej zrozumienia zarówno z jednej jak i z drugiej
strony i konsensus jest do wypracowania. Myślę, że tak, jak świat nie jest albo czarny
albo biały tak nie ma wyłącznie złych albo wyłącznie cudownych opiekunek, ani
też wyłącznie złych rodziców.
A
jakie są Wasze doświadczenia ze żłobkami, przedszkolami?
Chętnie
poczytam też komentarze Pań opiekunek, jeżeli mnie czytają. Myślę, że zawsze
warto poznać zdanie drugiej strony, choćbyśmy się z nim nie zgadzali.
Wspominam swoją młodość i mam wrażenie, że w pewnym okresie (kilkanaście lat) rodzice zawsze są źli. Przechodzi w okolicach dojrzałości, czasami po założeniu własnej rodziny. Wtedy dopiero wysuwamy wnioski :)
OdpowiedzUsuńIleż to się teraz słyszy historii przedszkolnych... Czasami zastanawiam się przez co my przejdziemy, jak sobie poradzę w kłopotliwych sytuacjach :) mam jeszcze półtora roku do tego momentu wobec tego czytam intensywnie co u Was mam przedszkolaków słychać. Gromadzę wiedzę, że tak powiem
OdpowiedzUsuńMartyna można poczytać ale chyba nie da się przygotować :/ ja czytałam dużo a przygotowana nie byłam. chociaż to nie jest trudne. Mój post miał raczej pokazać, że nie tacy ci rodzice przedszkolaków głupi jak ich autorka wcześniejszego tekstu pokazywała. Myślę że można dogadać się z Paniami przedszkolankami i nie wszystkie (na szczęście) podchodzą do rodziców tak jak ta Pani. a Tobie czas szybciutko zleci i zanim się obejrzysz młody będzie pędził do przedszkola :)
UsuńTeż czytałam ten tekst. Mnie również zdarza się zwrócić uwagę, że Tosia nie ma spinki, że wraca w bluzce, która na pewno nie jest jej. Kiedyś zginęła jej czapka, a pani stwierdziła, że to wina dzieci, bo nie odkładają rzeczy na miejsce... Generalnie jednak nie jest źle, jest zawsze najedzona, zadowolona i uśmiechnięta. Tak samo było w żłobku, trafiliśmy do wspaniałego miejsca, które nie utrudniało nam odsmoczkowania, odpieluchowania dziecka, słuchali nas i szanowali nasze dziecko. Każdemu życzę, żeby jego pociecha trafiła tak dobrze!
OdpowiedzUsuńmy na początku trafiliśmy na kiepski żłobek. Pani dyrektor wyrzuciła moją córkę która miała wówczas rok, bo stwierdziła, że nina jest agresywna bo uderzyła kolegę zabawką. A później dodała że ona mnie też ma dosyć bo wiecznie o wszystko wypytuję :/ na szczęście później trafiliśmy na super żłobek :) teraz w przedszkolu róznie bywa, ale wszystko można załatwić rozmową z Paniami na poziomie a nie obrażaniem się na wzajem.
Usuń